piątek, 19 stycznia 2018

Zdjęcia na których jest Marta i które przeniosła na nowy komputer

pólmaraton z przeszkodami
postanowiłem zacząć od Jej komputera bo może i jest tam mało Jej zdjęc ale pewnie są to te które sama najbardziej lubiła. zdjęcia obejmują ostatnie siedem lat bo mniej więcej to jest czas kiedy ukochana posługiwała sie fotografią cyfrową własnoręcznie a nie przez łaskawe udostępnienie(lub nie ;-) wizerunku


 to filmik w beznadziejnej rozdzielczości z las galletas gdy sprowadziliśmy się na teneryfę ale jeszcze nie mieliśmy pojęcia gdzie zamieszkamy a że w galletas był tani chotel z piętrowym apartamentem(oczywiście logistykę załatwiała Ona-wyszukiwała zarówno hotele jak i połaczenia lotnicze)
już na mecie w objęciach Córki ale lekko nie było bo to jednak długi bieg no i jeszcze te żele energetyczne. co żele energetyczne? zeby uniknąć losu Pauli Radclife ukochana musiała zjechać na pitstop (tak naprawdę toaleta w kawiarni ;-) wywołany cholernym zelem ananasowym.



pierwsze okrążenie- niestety kolana do środka i już było ciężko
nocny bieg w Los Gigantes. Jak widać odmówiła założenia pomarańczowej koszulki bo nie pasuje jej do karnacji, koloru oczu i koloru włosów. Można się domyślić że M nie jest najbardziej układną osobą na ziemi, prawda?



 przed biegiem w Tamaimo. Jeszcze przed więc humory dopisują- ale te różnice poziomów to nam wtedy dały. no było stromo co widać na drugim zdjęciu. acha no i w tych czasach ekipa skladała się z naszej trójki  Pawła(na zdjęciu) i Bartka



 trochę pózniej na Punta Blanca rodzina poszerzona o Johny'ego świętujemy drugi dzień Navidad (25.12.2013)

 

Travesia z Ukochaną w tle. Czeka na start Córki
odbieramy córki numerek i czepek- Ukochana pilnuje dokumentów bo mi takich rzeczy powierzyć nie można
Rodzina z Patrycją(pierwszą trenerką pływacką małej M)

 Ukochana jako element ozdobny  i atrakcja turystyczna






Pierwszy Półmaraton Ukochanej niby w las Galletas niby jak na Teneryfę to płasko  ale jednak troszkę było nielekko

 listopad 2011 dopiero co przyjechaliśmy. A miejsce to zdecydowanie ulubione miejsce Ukochanej. "Skałki" w Puerto Santiago. Miejsce gdzie można ponurkować poskakać i na dodatek wygrzać kuper na cieplutkiej skale która jest miła w dotyku i nawet dośc gładka(ukochana nie lubi plaży bo piasek włazi ;-)



 zanim zamieszkaliśmy to przyjechalismy zobaczyć jak jest. Ja cykam a na zdjęciu oba Jaśki, marta mała(całkiem jeszcze mała) i Marta Duża
 wycieczka na Teide- kolejką co się bujała i kanarki wrzeszczały zachwycone jak bujnęło

 czerwiec w tropikach a tu Ukochana znalazła śnieg na szczycie!!!! Takie jaj - prawie wieczna zmarzlina nie?

 a to już kolejny dzień. Postanowiliśmy po wjechaniu kolejką że następnego dnia wchodzimy z buta. Dzieci zostały na plaży z my pooooszli. w nieprofesjonalnych adidaskach z decathlona i bez wielkiego zapasu wody. ale mijające wyekwipowane towarzycho patrzyło na nas z góry. Ukochanej nic nie było w stanie zatrzymać a warunki były takie(wiało jak skurczybyk) że zawieszono kursowanie kolejki





 muzeum o temacie przewodnim Thor Heyerdahl ale też ogród z owocami do zżerania- i nas to bardzo interesowało a może nawet bardziej ;-)
 Gran Canaria 1 czerwca 2011 wyprawa rozpoznawcza Ukochana zabookowała bilety i hotele i trza było jechać- a lotnisko w krzakach pod magdeburgiem
 stopa ukochanej w Masce najprawdopodobniej
 karnawał w Santa Cruz i wariactwo w wesołym miasteczku



 Shanghai i szukamy naszego hotelu
 jaki piękny jest shanghai nocą ;-)


 wsparcie moralne- któryś z biegów córki chyba Guia de Isora alboco
 odzyskiwanie życia w Galdar- promieniowanie i trucizny straszliwie podkopały formę Najcudowniejszej i Ukochanej. B. schudła i straciła mnóstwo sił.



 odbicie w szybie a na planie pierwszym półtorametrowy jaszczur
Tjlandia z ręką w paszczy smoka i w nieodpowiednim stroju


 Galdar i ćwiczenia w przydomowej siłowni na świeżym powietrzu

a teraz..... w nagrodę za cierpliwość kilka ujęć najpiękniejszej twarzyczki robiącej sobie selfie komputerem











 przygotowanie do napromieniowywania Najsłodszej Główki- coś na co nigdy nie powinienem się zgodzić i czego do dziś żałuję.


na imprezie w Instytucie Lotnictwa


 Na promie w drodze na Gran Canarię
 galdar i staramy się żyć popromiennie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz