i jesienią tego roku:
SMOCZEK,
SMOK ALBO „CIOK” –
JAK GO NAZYWAŁA
Chodzić zaczęła bardzo wcześnie, mówić też - ale
smoka ssała bardzo długo. Było to wygodne. Szczególnie w sytuacjach
stresowych. Smoczek działał
błyskawicznie. Natychmiast uspokajała się. Ale najśmieszniejsze było to , że
gdy Jej wypadł albo go wypluła - to potrafiła sama go odszukać i włożyć sobie
do buzi. A jak nie mogła znaleźć to
wołała : „Ciok cieś” albo
„Ciok daj”. Miała też ciekawy
zwyczaj „porządkowania” łóżeczka poprzez wyrzucanie z niego wszystkiego, co się dało : zabawek , pieluch , kocyków, poduszek
- na podłogę. A może chodziło tu o obserwację swobodnego
spadania ciał………
Babcia Bola była bardzo religijna i nie wyobrażała
sobie żeby Marta nie została ochrzczona.
Lepiej pożno niż wcale. Zorganizowała wszystko i chrzest odbył się w
Katedrze w Łodzi. Ojcem chrzestnym był
(nieżyjący już dziś) Andrzej Koczewski -
syn wujka Czesława (brata Babci Boli) a matką chrzestną Kasia – wnuczka wujka
Henryka (drugiego brata Babci).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz